piątek, 15 stycznia 2010



Nadrabianie filmowych zaległości z zeszłego roku trwa. Ostatnio "Zapaśnik" Darrena Aronofsky'ego z Mickey Rourkiem w roli głównej. Opierałam się trochę temu filmowi. Boję się Aronofsky'ego. Nie lubię filmów z krwawą jatką. Nie znoszę boksu. Ale jednak obejrzałam.

Film był dużym zaskoczeniem, choć przecież momentami wydawał się konwencjonalny. Całość zasługuje na uwagę głównie ze względu na świetną grę aktorską, a może właściwie bycie sobą - Rourke. Podobało mi się połączenie dwóch wątków: podstarzałego udającego walkę na ringu faceta z wątkiem dojrzałej striptizerki dla której scena była również ringiem, gdzie udaje. Wydaje się, że oboje chcieliby (lub muszą) swoją pracę rzucić i zacząć nowe, inne i lepsze życie. Dla obu jednak wyjście z beznadziejnej sytuacji, w której się znajdują nie jest takie proste.

Film bez happy endu, ale też bez jednoznacznego zakończenia. Przygnębiający, refleksyjny i smutny. Prawdziwy, w przeciwieństwie do zasad samego wrestlingu i innych filmów o bokserach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz