poniedziałek, 28 września 2009


Wybraliśmy się wczoraj do Teatru Nowego na spektakl "Namiętność" na podstawie Petera Nicholsa w reżyserii lubianej i cenionej przeze mnie Krystyny Jandy. Od 2005 roku chciałam to przedstawienie zobaczyć i dziś wiem, że zrobiłam błąd, że nie poszłam na nie wcześniej. Na premierze mieliśmy Krukównę i Sabiniewicza, a wczoraj... cóż, gra aktorska mnie zawiodła. No może za wyjątkiem Antoniny Choroszy i Danieli Popławskiej, ale prawda jest taka, że właściwie nikt mnie nie przekonał, nie wciągnął. Nie uwierzyłam aktorom. Przeszłam przez spektakl bez emocji, a przecież jest on głównie o emocjach. Postacie zdały się płaskie i jednowymiarowe. Pierwsza część była jeszcze miejscami ciekawa, ale po przerwie ucieczka z tragikomedii w dramat okazała się zupełnie nieudana.

Peter Nichols to angielski dramaturg, który urodził się w 1927 roku w Bristolu. Podstaw swego fachu uczył się w bristolskiej szkole teatralnej Old Vic, działającej przy Royal Theatre, najstarszym istniejącym bez przerwy teatrze w Anglii. Przez pewien czas pracował jako nauczyciel, później pisał sztuki dla telewizji. Być może niektórzy widzieli pokazywany w polskim Teatrze Telewizji w 2007 roku jego "Inny dzień". "Passion Play" (znów mam wrażenie, że "Namiętność" to kulawo przetłumaczony tytuł) powstała w 1981. Dziś myślę sobie, że chętnie sięgnę po tekst i sprawdzę, może on na mnie zadziała?

Gdy czytam na stronie Krystyny Jandy, że "Passion Play" jest "zderzeniem banalnego tematu zdrady ze wspaniałą muzyką" zastanawiam się dlaczego muzyka ze spektaklu w ogóle nie zapadła mi w pamięć? Czy coś z przedstawienia wycięto, czy przez całe cztery lata tak ono wyglądało?

Rozmawiałam dziś z B., która była na premierze. Opowiadałam Jej o swoich wrażeniach, o rozczarowaniu. Zapytała mnie, czy Kate pojawiła się w jednej ze scen nago. Zdziwiłam się, bo nic takiego nie nastąpiło. B. również się zdziwiła...

To prawda, jak pisze Janda, że: "Temat jest wieczny. Układ ludzki w naszej sztuce banalny. Problem aktualny. Zawsze aktualny". Oczywistym jest, że przedstawić taki problem jest trudno. Być może nie wolno zwlekać z wybraniem się na tego typu spektakl i trzeba iść na premierę lub nie iść w ogóle, bo później może nam się przytrafić mało aktualna wersja?

1 komentarz:

  1. Ja miałam przyjemność oglądania "Namiętności" 2 razy. Raz z Sabiniewiczem a potem, tuż po jego śmierci, gdy zastąpił go Binkowski. I powiem Ci, za drugim razem emocje po stracie aktora wstrząsnęły wszystkimi - aktorami i widownią. Grali jak najęci, w hołdzie, z pasją i było cudownie. Nigdy tego nie zapomnę.

    Ps. w obu przypadkach Kate nagusieńka! Jestem więc trzecią zdziwioną...

    OdpowiedzUsuń