sobota, 27 czerwca 2009



Wczoraj odbył się spektakl na który czekałam najbardziej. Było to oczekiwanie w pewności, że będzie to zupełnie coś innego, niesamowitego, niezapomnianego i hmmm…. eleganckiego. Wszystko, a nawet więcej się sprawdziło. „Bolero variations” Raimunda Hoghe. Uczta.

Już wiem z czym będzie mi się kojarzyć melodia bolero, która do tej pory głównie przypominałam mi soboty, gdy byłam małą dziewczynką z warkoczem i chadzałam dumnie w wyprasowanych pięknie sukienkach i błyszczących lakierkach na sobotnie południowe koncerty „Pro Symfoniki” do Auli Uniwersyteckiej w Poznaniu. Tym razem za każdym razem, gdy usłyszę bolero przypomni mi się spokojny, wyważony krok Raimunda Hoghe, który zakreśla granicę sceny chodząc po jej brzegach w Sali Wielkiej CK Zamek. Tak właśnie spektakl się rozpoczął. A raczej trwał już, gdy widzowie zaczęli się schodzić, bowiem mistrz chodził już wtedy po scenie, zaczarowując ją jakby. Podkreślając granice przestrzeni sceny. Magicznej przestrzeni, na której kilka minut później mogliśmy doświadczyć czegoś nadzwyczajnego.

Skomponowany na zasadzie prostoty ruchu, intymny, ale prawie bezdotykowy taniec, wykonywany zupełnie bez dekoracji i kostiumów, okazał się wręcz hipnotyzujący.

Jak wyczytałam Raimund Hoghe urodzony w Wuppertalu, zaczynał jako dziennikarz „Der Zeit” - pisarz, teoretyk i krytyk sztuki i tańca, autor wielu portretów artystycznych outsiderów - by w latach 80. zostać dramaturgiem Piny Bausch i autorem 2 książek o jej Tanztheater. Od początku lat 90. zdecydował się zająć reżyserią-choreografią kreując poetyckie spektakle łączące w sobie najlepsze osiągnięcia i doświadczenia (a także odwieczne tematy – alienacji / wykluczenia / (braku) miłości i samotności) klasycznego teatru tańca z estetyką minimalistycznej sztuki inspirującej najnowsze tendencje w choreografii. Z połączenia wielkiej tradycji z oryginalną wizją artystyczną i szczególną muzyczną wrażliwością powstała sztuka o unikatowej jakości i estetyce plasująca Raimunda Hoghe w czołówce europejskich choreografów przełomu wieków. Jego osobista historia (od dziecka jest obciążony kalectwem, a jego homoseksualna orientacja w latach 70. i 80. czyniły go podwójnie wykluczonym ze społeczeństwa) i artystyczna droga stanowią doskonały przyczynek do analizy fenomenu teatru tańca oraz obserwowania jak artyści wywodzący się z tego nurtu przetwarzają go twórczo przepuszczając przez filtr własnych doświadczeń i wrażliwości. Hoghe jest autorem ponad 10 choreografii. Jest również obecny na scenie we wszystkich swoich spektaklach. Współpracuje z telewizjami, a jego książki tłumaczone są na wiele języków. Hoghe był także wielokrotnie nagradzany za choreografię, a w 2008 roku Balletanz International przyznał mu w głosowaniu krytyków tytuł „Tancerza Roku 2008”.

Jedna z najbardziej magnetyzujących scen „Bolero variations” to ta gdy Raimund Hoghe zdejmuje koszulę i odsłania swój garb, a jeden z tancerzy smaruje go białą substancją, która zastygając, zdjęta ukazuje wzniesienie.

Pier Paolo Pasolini pisał kiedyś o potrzebie rzucenia swego ciała w walkę. Te słowa zainspirowały mnie i doprowadziły do decyzji, by wyjść na scenę. Inne moje inspiracje to rzeczywistość, która mnie otacza, czasy w których przyszło mi żyć, moje wspomnienia zdarzeń, ludzi, obrazów i uczuć oraz potęga i piękno muzyki. Także konfrontacja z własnym ciałem, które w moim przypadku nie koresponduje z ogólnoprzyjętymi normami piękna. Ciała na scenie, które nie spełniają norm – to dla mnie bardzo ważne – nie tylko w kontekście historii sztuki i tańca, ale także w świetle współczesnych tendencji czyniących z żywych istot estetyczne, wykreowane obiekty. A jeśli chodzi o sukces? - ważnym jest, żeby po prostu móc pracować i podążać własną drogą – z sukcesami lub bez. Po prostu robię to, co czuję, że muszę robić… Raimund Hoghe

Zdawałby się, że Hoghe to wystarczająco duży ładunek i na tym mogliśmy zakończyć, ale jednak nie zakończyliśmy. Pobiegliśmy jeszcze na spektakl Yasmeen Godder (jednej z najbardziej rozpoznawalnych i uznawanych choreografów izraelskich) „Singular Sensation”. Było to jak świętokradztwo po „Bolero variations” ale nie żałuję. Choć zmiana estetyki totalna. Kicz, elementy porno, plastik, podwójnie przerysowana estetyka kanału muzycznego jakim jest VIVA2. Mieliśmy wszystko: tarzanie się i obrzucanie czerwoną galaretką, fryzury ze spaghetti, nagość, przesyt. Tancerze, którzy rywalizują między sobą o coraz to bardziej wymyślne efekty, ruchy, gesty, stroje. Tancerze, którzy rywalizują o dominację, ale przede wszystkim o uwagę, uwagę między sobą i uwagę widza. To tak, jakby cały spektakl odbywał się pod hasłem: WYBIERZ MNIE!

Oglądając przedstawienie trudno oprzeć się wyobrażeniu, że tak właśnie musieli zachowywać się ludzie, zanim nauczyli się słowami objaśniać mowę swoich ciał. Helen Kaye

Spektakl został uznany za najlepszą izraelską produkcję taneczną 2008 roku (Time-Out, Tel Awiw).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz