wtorek, 29 czerwca 2010







Wczoraj udało mi się obejrzeć trzy przedstawienia. A właściwie jedną wystawę - instalację Filipa Berta Eutopia w Starej Rzeźni, Bonanzę - filmowy teatr grupy Berlin pokazywany także w Starej Rzeźni w przestrzeni Maszynowni oraz Laugh Antoniny Baehr prezentowany w Starym Browarze (Słodownia +3) w ramach projektu Stary Browar Nowy Taniec Na Malcie. Wszystkie trzy rzeczy były świetne.

Eutopia urzekła mnie swoim minimalizmem, interaktywnością, prostotą, surowością i jednocześnie bardzo głęboką refleksją nad Europą, narodowością, miejscami zagłady, pamięcią oraz związkiem człowieka z miejscem, przestrzenią. Cała instalacja, w której Filip Berte uczestniczy osobiście, oczywiście świetnie koresponduje z historią Starej Rzeźni. Projekt The House of Eutopia trwa już od 2006 i będzie kontynuowany przez artystę do 2013 roku. Wtedy cały materiał zostanie zebrany w Domu Eutopii - konstrukcji wybudowanej na krótki czas w stolicy Europy, Brukseli.








Z kolei Bonanza, film pokazywany z pięciu ekranów w scenografii makiety małego miasteczka, zadziwiła i jednocześnie utwierdziła w pewnych przekonaniach, dotyczących tego, że do konfliktu w mieście nie potrzeba zbyt wielu mieszkańców, ani problemów. Z historii o amerykańskim kopalnianym miasteczku w stanie Colorado, które kiedyś słynęło z bogactwa i rozpusty, a w którym dziś na stałe mieszka siedem osób dowiadujemy się, że nawet w tak małej społeczności (a może przede wszystkim tak małej, która twierdzi, że stworzyła sobie raj na ziemi, a w dużym mieście nie chce i nie umie już funkcjonować), istnieją te same konflikty i problemy co gdzie indziej, a więc strach, plotka i wzajemne oskarżenia.




Na koniec wieczoru czekało mnie dużo śmiechu w związku ze spektaklem, a może właściwie performancem Antoniny Baehr Laugh. Był to mistrzowski spektakl o śmiechu. Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że można pokazać tę emocję z tylu stron, kształtów, barw. Niesamowite jest oglądanie kogoś kto przez 70 minut się śmieje i w dodatku robi to na tyle ciekawie, że jest to intrygujące i interesujące. Jest śmiesznie, strasznie, energetycznie i refleksyjnie. Śmiech publiczności nie jest celem głównym, ale jednocześnie jest nie do uniknięcia, wszak śmiech sam w sobie bywa mocno zaraźliwy. Antonia Baehr bada śmiech, rejestruje śmiech innych, przygląda mu się, ćwiczy go, bawi się nim. Lekko manipuluje zaczynając od zaraźliwego chichotu, przez groteskowy wybuch śmiechu, kończąc na dźwiękach graniczących z odgłosami płaczu, duszenia się. Po spektaklu dowiedziałam się, że Antonia Baehr opublikowała także książkę LACHEN/RIRE/LAUGH będącą dokumentacją projektu oraz swego rodzaju podręcznikiem użytkowania partytur śmiechu w niej zamieszczonych i ćwiczeń do wykonywania w grupie lub samemu. Chętnie zobaczyłabym inne dzieła artystki, która słynie z interdyscyplinarności, przekraczania granic gatunków, oraz podziału na męskie i żeńskie - czego także doświadczyć można było w poniedziałkowy wieczór.

Zatem mój początek MALTY udany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz