piątek, 16 października 2009


Dopiero odkrywam Pera Pettersona i zaczęłam niechronologicznie, bo "Kradnąc konie" dopiero czeka na swoją kolej.

"Przeklinam rzekę czasu" wciąga od samego początku choć tak naprawę niewiele się dzieje. Retrospekcja, przywoływanie i analiza wspomnień. Ogromnie dużo ważnych emocji, choć mało emocjonalnie nacechowanych słów.

Powieść posiada kilka ciekawych warstw konstrukcyjnych. Po pierwsze mieszanie się z sobą, przeplatanie czasu przeszłego, wspomnień z teraźniejszością przedstawioną w fabule. Świetne psychologiczne zarysowanie postaci. Dochodzą do tego smacznie wplecione wątki historyczno-społeczne oraz literackie - to także książka o książkach. Uwodzi sposób opisu Pettersona, przejrzysty i prosty język. Goły i silny.

Czytamy opowieść o mężczyźnie wieku średniego, który znajduje się w momencie przełomowym, jest na zakręcie. Bohater rozwodzi się i podsumowuje swoje życie, a jego matka jest śmiertelnie chora na raka. Matce nie pozostało już wiele czasu zatem postanawia wyjechać z Norwegii do Danii, z której pochodzi. Syn jedzie za nią.

Relacja między synem a matką jest jednym z głównych wątków książki. To relacja nietypowa. Wszelkie inne relacje jakie ma bohater Pettersona są bliźniaczo trudne. Mamy tu coś bardzo pogłębionego, prawdziwego a jednocześnie surowość tych relacji bije z książki, tak jak przebija z niej surowy klimat Skandywnawii.

"Przeklinam rzekę czasu" to próba naprawienia relacji, powiedzenia sobie tego co najważniejsze. Przede wszystkim jednak jest to opowieść o przejmującej do szpiku samotność, o braku sposobu na wyrażenie uczuć, odwagi na wypowiedzenie słów. Mamy do czynienia z egzystencjalnym zagubieniem i niespełnieniem. Wszystkiemu towarzyszy czas, który ciągle upływa i którego zdaje się być coraz mniej. Rwąca rzeka czasu, którą życie przeklina.

Zalecam czytać dżdżystą jesienią popijając calvados, mając pod ręką "Łuk triumfalny", przed oczami morze zimą, a w głowie wiersz Mao:

Kruche obrazy wioski podczas tamtego odjazdu. Przeklinam rzekę czasu: to już trzydzieści dwa lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz