czwartek, 23 lipca 2009


Takie miejsca jak to, które dzisiaj widziałam przyprawiają mnie o gęsią skórkę, ale taką, że włosy na skórze się jeżą. Walczę wtedy z sobą: zostać czy wyjść. Niestety tym razem się poddałam. Zostałam i grzebałam. Nigdy nie widziałam w ten sposób wystawionych na sprzedaż książek, bo o „eksponowaniu” nie można tu pisać. Raczej o profanacji. Udało mi się wyłowić m.in. „Co gryzie Gilberta Grape’a?” Petera Hadgesa, Mariusza Grzebalskiego „ Człowiek, który biegnie przez las”, „Exhibicjonistę” Janusza Majewskiego, „Ewę Lunę” Isabell Allende i jakiś tytuł Głowackiego, nie pamiętam już jaki, książkę o kulinariach Tadeusza Pióro... Żadna z tych książek nie była w dobrym stanie – ze względu na sposób przechowywania i żadna nie przekraczała ceny 10zł… Upolowałam „Widmopis” Davida Mitchella. W stanie prawie nienaruszonym, i raczej go uratowałam niż upolowałam za 7zł. To najbardziej wychwalany debiut prozatorski lat 90tych. Jak przeczytam – napisze kilka słów. Dodaję zdjęcie z tej rzezi książek. Niech żyją targowiska tanich książek w nadmorskich kurortach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz