czwartek, 25 marca 2010





We wtorek miałam przyjemność być na świetnym koncercie grupy Sex Mob z Nowego Jorku, której liderem jest charyzmatyczny i wizjonerski Steven Bernstein - wirtuoz trąbki suwakowej. Koncert odbył się w kameralnej przestrzeni Studio Słodownia +3 w Starym Browarze. Publiczność była wyśmienita, a muzycy w świetnej formie.

Uwielbiam słuchać dobrego jazzu na żywo, ale jeszcze większą przyjemność sprawia mi patrzenie na muzyków, którzy grając i żartując ze sobą i publicznością świetnie się bawią. Tak było i tym razem. Ponad dwu godzinny koncert był pełen bardzo różnych brzmień, mocno eksperymentalnych połączeń jazzu, jazzu żydowskiego rodem z wytwórni Tzadik, z którą związany jest Bernstein, oraz takich stylów jak funky, punkrock, heavy metal, noise, czy muzyka tworzona i miksowana przez dj'a.

Oto, co wyczytałam o Sex Mob: nagrali sześć płyt czerpiących z repertuaru innych artystów (od Duke'a Ellingtona po Johna Barry'ego, autora muzyki do filmów o Jamesie Bondzie), w czasie dziesięcioletniej kariery dwukrotnie zwyciężyli w plebiscycie magazynu Downbeat (w kategoriach: Najlepsza płyta akustyczna oraz Best Beyond Group, czyli Więcej niż najlepsza). Ich ostatnia płyta – Sexotica – to w pełni autorski album, o którym lider mówi, że „to właściwie opowieść o rozwoju i ewolucji grupy”. Album ten rezultat nieustannie toczącego się dialogu między poszczególnymi członkami zespołu i paletą różnorodnych inspiracji.

Długo będę wspominać ten wyjątkowy wieczór w towarzystwie Stevena Bernsteina – trąbka, Briggana Krausa – saksofon, Toniego Scherra – gitara basowa, Kenniegoa Wollesena – perkusja i DJ Olive'a – gramofony, oj długo, długo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz