czwartek, 20 sierpnia 2009



Hasło 50 na 50 zaczyna mnie powoli prześladować. Pewne znane Centrum Handlowe, w którym bywam aż nadto często wiąże z nim pewną ideę i wykorzystuje na każdym kroku, a teraz Wydawnictwo Znak postanowiło wydawać książki w serii, która nazywa się nie inaczej, jak "50 na 50" właśnie. To seria jubileuszowa. 50 książek, klasyki literatury, wydanych na 50 urodziny wydawnictwa. W serii ukazały się dotychczas trzy tytuły: "Flush" Virginii Woolf, Jarosław Hasek "Losy dobrego żołnierza Szwejka czasów wojny światowej" oraz "Matka Joanna od Aniołów" Jarosława Iwaszkiewicza. W planach są: "Opowieści fantastyczne" Dostojewskiego,"Lord Jim" Josepha Conrada, "Pedro Parmo. Równina w płomieniach" Juana Rulfo i wiele innych. Swoją drogą, daje się zauważyć pewna moda wydawnicza na Virginię Woolf. Wydawnictwo Literackie ciągle publikuje kolejne jej utwory, obudziło się też wydawnictwo Prószyński i jak widać wierny pozostaje także Znak.

Sięgnęłam po "Flusha" (pierwsze jego polskie wydanie to 1994 rok i wydawnictwo Alkazar). Czytając tę króciutką książeczkę, nie mogłam oprzeć się myśleniu o tym, jak autorka musiała świetnie bawić się, pisząc ją. Zaczęły mi się przypominać wydane jakiś czas temu w Polsce przez Wydawnictwo Literackie opasłe dzienniki Woolf, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przybliżyły i ożywiły postać Woolf, nierzadko niezwykle wrednej, a także nie pozbawionej poczucia humoru kobiety, były jednocześnie świetnym dokumentem epoki.

Wracając do "Flusha", to czytelnik też ma niezły ubaw. Otóż dostaje do ręki zupełnie niezwykłą biografię. Dlaczego? Jest to bowiem biografia psa, ale nie byle jakiego, bo arystokraty spaniela, mieszkającego w Londynie (z wyjątkiem wypadu do Włoch... ) w latach od ok. 1842 do ok. 1854. Ten fakt, jak myślę, już budzi uśmiech na twarzy. Rozweselenie potęguje parodystyczny język, którego używa Woolf, kpiąc sobie soczyście z gatunku jakim są biografie. Na tym nie koniec, bo oczywiście przezabawne losy Flusha, są równie zabawnym komentarzem do tamtejszej epoki, sposobów życia, ludzkich osobowości i charakterów. Wszak Flush nie jest jedynym bohaterem, ma przecież właściciela, a raczej właścicielkę - pannę Elizabeth Barrett, a wkrótce później panią Elizabeth Barrett Browning, która istniała faktycznie i była jedną z najbardziej poważanych kobiecych poetek epoki wiktoriańskiej. Zatem czytając książkę możemy śledzić nie tylko rozmaite obserwacje i przygody Flusha, ale także rozwijanie się wątku miłosnego pomiędzy panną Barrett, a panem Robertem Browningiem, który traktowaną jak inwalidkę panienkę odmienił zupełnie, jednocześnie zmieniając jej relacje z Flushem. Jak podaje wydawca "Flush" zrodził się z lektury listów miłosnych Elizabeth Barret i Roberta Browninga, choć zapewne niemały wpływ na książkę miał również pies samej Virginii Woolf - prezent od ukochanej Vity Sackville-West. Te fakty czynią lekką lekturę oprócz śmiesznej również ciekawą.

Wspomnę jeszcze, że ostatnie kartki książki to przypisy - istny deser. Czytając je trudno nie wybuchać śmiechem na głos...

Na zakończenie trzy pytania i trzy odpowiedzi.

Co łączyło pannę Barrett i Flusha? "Ciężkie pukle zwieszały się po obu stronach twarzy panny Barrett, błyszczały wielkie jasne oczy, uśmiechały się wydatne usta. Ciężkie uszy zwieszały się po obu stronach głowy Flusha, jego oczy były równie wielkie i jasne, pysk szeroki."

Co oznacza "Flush"? Jak podaje Słownik Angielsko-Polski Collinsa, flush oznacza rumieniec, wypieki, rumienić się, czerwienić się. In the first flush of youth/freedom - w pierwszym porywie młodości/wolności.

Jaki jest rodowód słowa (a może i psa) spaniel? Polecam zajrzeć do książki!

p.s. zdjęcia to oczywiście okładka książki (swoją drogą seria "50 na 50" ma bardzo dobrą, klasyczną oprawę graficzną i genialne wstążeczki-zakładki) oraz podobizna Elizabeth Barrett Browning...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz